11:00

O kotach...


Kot dla początkujących to nowa książka Beaty Pawlikowskiej wydawnictwa Edipresse Książki. I przyznam, że to całkiem niezła książka. Pani Beata porusza wiele tematów – od karmienia, korzystania z kuwety aż po wprowadzanie zmian czy wyjazdy. Wszystko to, co warto o kotach wiedzieć.

Jako posiadaczka dwóch persów (adoptowanych), jestem dość dobrze zaprawiona w bojach, a raczej w sztuce mieszania z dwoma kotami. Z książką zgadzam się całkowicie – chcesz mieć kota, czekają Cię wyrzeczenia i mnóstwo anielskiej cierpliwości. 


Oprócz wszystkich podstawowych zasad mieszkania z kotem, Pani Beata porusza ważną kwestię – kastracja i sterylizacja. Ten temat chciałabym dziś poruszyć. Nie jestem ekspertem, jedynie opowiem o swoich doświadczeniach. Niekoniecznie wspaniałych, ale tak może zdarzyć się każdemu z Was – a to lektura właśnie dla początkujących. Kot to nie mebel, to członek rodziny więc trzeba być gotowym również na wydatki.

Od 14 miesięcy mamy kotkę Franię, miesiąc temu została wysterylizowana. Ile kosztuje sterylizacja? W Warszawie to 260zł (cena z ubraniem dla kota i kolejną wizytą na ściągnięcie szwów). Postanowiliśmy wysterylizować Franię z dwóch powodów (doszło sikanie), chociaż początkowo mieliśmy tylko jeden (jęczenie). Jęczała jak opętana, codziennie, cały czas. Nie głaskaliśmy jej, nie drapaliśmy i na szczęście ruja przeszła po 5 dniach. Pomyślałam: super! Skoro ma taką ruję krótką, to przeżyjemy i nie będziemy jej sterylizować. Och jaka byłam naiwna. Kolejna ruja to było przekleństwo.

Druga ruja była na całego, oprócz jęczenia Frania zaczęła sikać na dywan, łasić się do naszego kocura Fryderyka (kastrat) i na zmuszać go do adorowania. Biedny Frycek, jak to kastrat, nie rozumiał zalotów Frani więc zdesperowany uciekał gdzie się dało. Punktem kulminacyjnym był moment, gdy Frania nasikała Fryderykowi na głowę gdy spał. Umówiłam wizytę u weterynarza. Po 5 dniach ruja nie przeszła, było tylko gorzej. Zdecydowaliśmy się na zastrzyk, który uspokoi kotkę. Dzień później było już dobrze. Tydzień później zrobiliśmy sterylizację. I się zaczęło. 


Frania bez problemu biegała w kubraczku, jadła i robiła kupkę. Niestety siku wszędzie ale nie w kuwecie. Ok, czytaliśmy, że może ją boleć więc będzie chciała robić na miękkie. Po 5 dniach codziennego sprzątania podłogi i śledzenia kota – czy już leje na panele czy nie – Frania zaczęła korzystać kuwety. Życie wróciło do normy na kolejne 5 dni. Gdy minęło 10 dni od sterylizacji, poszliśmy na zdjęcie szwów. Od tej pory nie mamy życia w domu…

Frania po zdjęciu szwów odmówiła współpracy z kuwetą ponownie. Więc znowu - Ok, czytaliśmy, że może ją boleć więc będzie chciała robić na miękkie – teoretycznie. Po kilku dniach jej przeszło, zaczęła korzystać z kuwety ale wybiórczo.

Jak jej się podoba- to sika na dywan, to do kuwety, to na płytki, to na dywan, to do kuwety. I wie, że robi źle, bo jak już mamy mokry dywan/podłogę/płytki to kota nie ma, kamuflaż w mniej niż sekundę. Jak wyjdzie z kuwety, to nie ucieka i pokazuje, że jest wszystko spoko.

I co zrobić? Szczerze to sama nie wiem. Kotek zdrowy, kochany tak samo jak starszy, kuwety nie zmieniliśmy, żwirku też nie. Planujemy wstępnie zmianę/dołożenie nowej kuwety i innego żwirku – może się przekona. Czekamy też na wizytę behawiorysty, bo chcemy zrobić wszystko by zażegnać kryzys.

Sytuacja pogorszyła się w piątek, Frania przeszła na kolejny poziom i zaczęła sikać na kanapę/fotel. To już nie sikanie podłogowe. Poszłam z nią do weterynarza u którego była robiona sterylizacja. Zbadał, stwierdził że kotek zdrowy, krew ponoć też była dobra bo badali przed sterylizacją. Weterynarz dał kotce obróżkę uspokajającą (koszt 50zł) "hormony szczęścia". Frania zbzikowała totalnie, biegała po domu jak wilk i była jak dzika. Obróżka dzień później wylądowała w koszu.

Wizyta behawiorysty umówiona na wtorek, ale dzwonię w piątek i babka mówi, że póki co to mamy kupić nową kuwetę i inny żwirek (koszt 100zł). Frania nawet nie podeszła do nowej kuwety, zero zainteresowania. Znowu pudło.

W sobotę rano, po ściągnięciu obróżki i gdy doszło do momentu, że Frania zaczęła rozdrapywać folię malarską by nasikać konkretnie na kanapę a nie na folię, znów zadzwoniliśmy do weterynarza u którego była sterylizacja. Do tej pory to był nasz ulubiony weterynarz, starszy kotek był tam operowany. Zawsze było spoko. Weterynarz stwierdził, że po prostu mamy dziwnego/szurniętego kota i najlepiej skontaktować się z behawiorystą.

Dzwonię kolejny raz do behawiorysty, babka sugeruje by kupić: feliway dyfuzor do kontaktu (160zł), spray feliway (70zł), kapsułki/syrop na odstresowanie (40)zł. Szukaliśmy całą sobotę tych rzeczy po sklepach, wreszcie się udało. Kupiliśmy wszystko. Reakcja Frani? Nasikała tam, gdzie pryskałam tym sprayem a obok dyfuzora zrobiła kupkę. Czadowo... kolejne, już całkiem duże pieniądze i pudło.

W niedzielę rano udało mi się zebrać jej mocz z folii, wlałam do słoiczka, spakowałam kota i pojechaliśmy do innego weterynarza. Pan wet stwierdził, że pewnie coś poszło nie tak ze sterylizacją i kotek ciągle sika nam na meble bo zachowuje się jak w permanentnej ruji. W końcu jakiś trop...

Zrobiliśmy badania krwi, moczu i hormonów (180zł). Parę godzin później były wyniki. Zaznaczone skrajne wartości na wynikach, nie wiedziałam już co myśleć. Niestety google nie pomaga - wpiszesz ból głowy to masz guza, wpiszesz wyniki kota to od razu białaczka. Czekaliśmy więc na telefon lekarza.

Trop z błędną sterylizacją okazał się zły, wszystko było przeprowadzone dobrze. Okazało się natomiast, że Frania niesamowicie cierpi jak siusia, bo ma struwity - w moczu wyodrębniają się kryształki (coś na kształt kamieni) i strasznie ją to boli przy siusianiu. Ulżyło nam... to nie jest poważna choroba, będzie żyła, tylko czas podjąć leczenie. I życie wróci do normy.

Lekarz zalecił specjalną karmę, nie sugerował nam żadnej marki. Karma ma być wskazana do leczenia kryształów w moczu i je rozpuszczać. Kuracja na minimum miesiąc. Zdecydowaliśmy kupić porządną karmę 3kg to koszt 120zł, do tego saszetki z mokrą karmą wspomagające leczenie 24szt 110zł i kapsułki do leczenia 60zł. Po dwóch dniach od stosowania karmy Frania zaczęła ponownie sikać w okolicach kuwety - na podkłady/pieluszki dla zwierząt. Dosłownie kilka cm od kuwety, więc już jest sukces.

Te kilka dni było niezwykle stresujących. Przewijało się mnóstwo myśli przez naszą głowę - od choroby po "kot jest złośliwy i trzeba go oddać" - tak nam zresztą powiedział pierwszy wet. Sam weekend pochłonął około 1000zł na wszystkie wydatki, by wreszcie dojść do tego, co dzieje się z kotkiem. Frania to nasze maleństwo, miłości nie wolno przekładać na złotówki. Piszę o tym tylko dlatego, że z takimi sytuacjami również trzeba się liczyć. Nie musi się to wydarzyć, ale może.

Książkę polecam wszystkim, którzy przymierzają się do kota, bo znajdziecie w niej mnóstwo wskazówek. Te dobre i te złe strony. Kot to decyzja na ok. 15 lat. To poważna decyzja.







2 komentarze:

  1. Biedny kotek. Mój kastracji w zasadzie nie zauważył, a bardzo mu pomogła. Za to ostatnie dwa miesiące były koszmarem, bo tragicznie złamał łapkę spadając z niewielkiej wysokości pod złym kątem. Doskonale wiem co przeżywasz i mam nadzieję, że z kotką wkrótce będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej! Biedna Franka! My Puszkowi pozwoliliśmy wychodzić na dwór, bo kot łowny z niego raczej niespecjalny - praktycznie zakumplował się z myszką grasującą po kuchni. Teraz terroryzuje psy na podwórku, szczególnie tego małego, Mopka. Może biedak ma traumę po noszeniu i wożeniu w wózku jak lalkę przez Malwinkę ;)

    OdpowiedzUsuń

1. Dziękuję za pozostawienie komentarza.

2. Jeśli masz jakieś pytania to zawsze możesz napisać do mnie maila: mwroblewska@pro.wp.pl

Instagram #gotowanieiblogowanie @gotowanieiblogowanie