23:40

Moje czekoladowe wspomnienie


Z dzieciństwa najbardziej pamiętam mycie głowy jajkiem i wycieczki samochodowe z moją mamą. W sumie z mycia głowy pamiętam tylko jak uciekłam przed tym, jednak takie mycie przyniosło efekty. Z kilku piórek na głowie zrobiły mi się piękne i gęste włosy.
 

Z jedną przejażdżką mam miłe czekoladowe wspomnienie. Był to rok chyba 1994, środek zimy. Nie takiej szalonej zimy jak teraz, zimy z prawdziwego zdarzenia. Śniegu do kolan, zimno i mróz.

Moja szkoła znajdowała się dwa kilometry od domu, prawie zawsze jeździłam do niej rowerem. Nie mogę sobie przypomnieć jak to było zimą, ale chyba chodziłam na nogach. Wracało się zawsze razem z resztą dzieci i było raźniej. Stare, dobre czasy. Nikt się nie bał, że po drodze coś się stanie. Od przedszkola chodziłam sama do szkoły i wracałam, to było normalne. Czasem Mama zawoziła mnie samochodem, jak wybierała się na zakupy lub coś większego brałam do szkoły.



1994 rok, śniegu do kolan, w szkole szykuję się zabawa dla dzieci z okazji Mikołajek. Moja Mama uszykowała pyszne ciasto pocięte na kostki, ubrała mnie w śliczną sukienkę, wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do szkoły. Prawie pojechałyśmy.

Siedziałam na tylnym siedzeniu, przejęta trzymałam wielką blachę ciasta – najpyszniejszego na świecie, pierwszy raz takie widziałam. W domu Mama ukradkiem przygotowała ciasto, pierwszy raz zobaczyłam je dopiero w samochodzie. Wtedy te dwa kilometry to była wieczność, tym bardziej, że było tyle śniegu.


Naszym Wartburgiem przejechałyśmy jeden kilometr… i samochód się zatrzymał. I nic. Mama odpalała, walczyła, ale nic. Stał na środku drogi, wszędzie biało i nikogo oprócz nas. Siedziałam z tyłu, pilnowałam swojego ciasta i zbytnio się nie przejęłam. Mama bardziej, bo wiedziała, że się spóźnimy.

Zostałam w Wartburgu sama, Mama poszła do domu po pomoc. Zamknęła mnie w samochodzie (chyba) i grzecznie czekałam. Nie wiem ile tam siedziałam, ale wcale mi się nie dłużyło. Mama nie wspomniała nic, że nie mogę spróbować ciasta. Najlepszy czekoladowy smak dzieciństwa. Smak, który towarzyszy mi do dziś.



Murzynek zrobiony nie tylko z kakao, ale również z rozpuszczonej czekolady. Puszysty, miękki i tak bardzo czekoladowy. Już brzmi jak poezja. Moja Mama pocięła ciasto na małe kostki, tak by dzieci miały gotowe porcje do zjedzenia. Każdą kostkę dodatkowo zanurzyła w czekoladzie i obtoczyła w wiórkach kokosowych. Ale to pachniało, pachniało w całym samochodzie.

Gdy już zostałam sama, ściągnęłam rękawiczki i chwyciłam za jedną kostkę. Zjadłam ją z ogromną przyjemnością, pamiętam tę scenę do dziś. Każda kolejna kostka była jeszcze pyszniejsza, w efekcie zjadłam naprawdę sporo. Braki były widoczne, ale Mama nic nie powiedziała. Chyba moja czekoladowa buzia powiedziała wszystko, sukienki nie pobrudziłam.


Murzynek z kakao i czekolady, pocięty na kawałki, oblany czekoladą i posypany wiórkami kokosowymi to dziś moje ulubione ciasto. Na myśl o czekoladowym wspomnieniu, postanowiłam trochę zmodyfikować przepis. Czekoladowo-kakaowo-pomarańczowy murzynek z polewą z czekolady i obtoczony we wiórkach kokosowych. Takie pyszne kostki widzicie dziś na zdjęciach, sesji doczekały się tylko dwie.

Ciasto-kostka smakuje obłędnie, pachnie czekoladą i pomarańczą. Miło wrócić do takich wspomnień, oglądać stare zdjęcia, pić kawę i rozkoszować się kawałkami takiego ciasta. A gdy ciasto się skończy to zostaje ulubiona, pyszna pomarańczowa czekolada. Zawsze mam kilka tabliczek schowanych w szafce.




2 komentarze:

  1. Ja też pamiętam tę reklamę hahaha, genialna była...! Ja też miałam myte włosy jajkiem !!!!!! Fajnie się czyta takie wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyszne ciasto, które kryje za sobą piękne wspomnienia z dziecinnych lat. A przez to jest najwspanialszym słodkim wypiekiem :)

    OdpowiedzUsuń

1. Dziękuję za pozostawienie komentarza.

2. Jeśli masz jakieś pytania to zawsze możesz napisać do mnie maila: mwroblewska@pro.wp.pl

Instagram #gotowanieiblogowanie @gotowanieiblogowanie